czwartek, 15 grudnia 2011

Król nadchodzi


Ostatnio robiąc porządki w płytach wpadł mi w ręce ten album..nie sluchałem go juz od dawna..na tym krążku jest cudna perełka..genialnie wciągający numer....od pierwszych taktow tego numeru rozpoznałem go - "The king will come" :)..jedna z moich ulubionych płyt wszech czasów :).."Argus" z 1972

Wishbone Ash - The King will come
http://www.youtube.com/watch?v=Tna0Mmu1XlI

Przez ogień, przybędzie król,
Huki piorunów, dudziarz i bęben.
Źli synowie, przybywają,
Przedstawione będą ich grzechy - sąd nadchodzi.

Szachownica nocy i dni -
Człowiek umrze, człowiek będzie ocalony.
Niebo spadnie, ziemia będzie się modlić,
Gdy sąd nadejdzie, by zażądać tego dnia.

Zobacz słowo proroka.
Na kamieniu, w jego dłoni.
Zatrute pióro objawienia,
czy po prostu znak na piasku?

Szachownica nocy i dni -
Człowiek umrze, człowiek będzie ocalony.
Niebo spadnie, ziemia będzie się modlić,
Gdy sąd nadejdzie, by zażądać tego dnia.

Zobacz słowo proroka.
Na kamieniu, w jego dłoni.
Zatrute pióro objawienia,
czy po prostu znak na piasku


..swietny dialog 2 gitar: Andy Powela i Teda Turnara...patent ktory powielali pozniej Iron Maiden i Thinn Lizzy...

oto fragment recezji plyty:

"Na pierwszy ogień idzie blisko 10-minutowe "Time Was". Piekna kompozycja podzielona na dwie wyraźne części. Jedna spokojna, nastrojowa, druga - mcniejsza, rockowa, przywodząca na myśl The Who. Wspaniałe otwarcie, ale to ledwie wstęp do uczty, która następuje potem. Miałem kiedyś na kasecie (pewnie gdzieś wciąż mam...) nagrany na kasecie koncert Wishbonów "Live Dates". To było moje pierwsze zetknięcie z muzyką Ash i zakochałem się beznadziejnie i bezpowrotnie, mimo, że kaseta była nagrywana z trzeszczącego analoga i szumiała. Ale jako "dodatek" miała jeden utwór studyjny. Dopiero potem dowiedziałem się, że to jedna z pereł z "Argusa". Nazywała się "Sometime World". Między innymi dlatego kocham ten utwór bardziej, niż inne na tej płycie...


Jest tak pięknie, poetycko. Taki marzycielski, nostalgiczny nastrój. A potem następuje mała pauza i zmiana. Utwór przyspiesza. Na rytmicznym podkładzie gitar Martin Turner gra wspaniałe, soczyste basowe solo. Gra i gra, Andy Powell dołącza i gra swoją solówkę i śpiewa refren... Mam zawsze ciarki, gdy słyszę ten śpiew i te dwa sola unisono. A potem Mart koncentruje się na rytmie, a Powell gra, gra, gra... Płynie sobie to solo pięknie, długo, aż do wyciszenia. Ten utwór, to Dzieło mogłoby trwać dwa razy dłużej, niż tylko niespełna siedem minut. Paradoksem jest, że do końcówki lat 90 zespół unikał grania tej kompozycji na koncertach. Szkoda, ale dobrze, że jednak do niej wrócili.

"Blowin' Free" to fajny żwawy bluesik na trzy głosy. Niesamowicie to brzmi, zwłaszcza, gdy ma się w pamięci, że na koncertach wykonywali to równie bezbłędnie. Podobnie zresztą ma się sprawa z "The King Will Come" z przecudnej urody zagrywkami gitarowymi Teda Turnera. Znów siedem minut niezwykłego piękna.

A potem kolejna perełka, schowana między dwie wspaniałości. "Leaf And Stream" urzeka klimatem, przestrzenią, marzycielskim nastrojem. Ktoś kiedyś napisał, że kojarzy się ta ballada z tolkienowską trylogią. I coś w tym jest.

Dwa następne utwory łączą się tekstowo i muzycznie w jedną całość. Pierwszy jest okraszony wspaniałym, mięsistym riffem "Warrior" z dwiema gitarami solowymi naprzemiennie. Karkołomne, ale jak wykonane!

No a potem konkluzja, czyli "Throw Down The Sword", walka się skończyła. To znów nastrojowa ballada zaśpiewana przez Martina Turnera I Andy Powella tak, że wszystkie włoski na ciele się jeżą, a ciarki wielkości mrówek biegają po plecach. Finał z gatunku tych, po których ręka sama wędruje do przycisku "repeat" i zaczynamy płytę od początku..."


i jeszcze jeden utwor z tej genialnej płyty dobrze pasujący z okładką autorstwa artystów z Hipgnosis

Wishbone Ash - Throw Down the Sword
http://www.youtube.com/watch?v=CohG31ecYfA&feature=related

Dla mnie rewelacyjna płyta od ponad 20 lat, kiedy ją po raz pierwszy usłyszalem...kamień milowy rocka..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz